8. Ekologiczne środki ochrony roślin

Domek dla owadów zawieszony w ogrodzie. Fot. Justyna Różańska

Czy coś takiego istnieje? Ekologicznego z natury, a nie tylko z etykiety? Określenie jest w powszechnym użyciu, ale wydaje się być nadużywane. Dzisiaj wszystko i każdy stara się być „eko” lub „bio”. Ile jest w tym prawdy? Często niewiele. Na tym polu jednak dość mocno wyróżnia się rolnictwo ekologiczne oraz ekologiczne środki ochrony roślin, gdyż przepisy regulujące stosowanie tego przymiotnika są w tych obszarach dobrze i szczegółowo sprecyzowane. Okazuje się, że są pestycydy i herbicydy, które rzeczywiście można określić mianem ekologicznych.

Przemysłowa produkcja żywności pochłania hektolitry „chemii”, która prędzej czy później trafia do nas samych – na nasze stoły, do naszych żołądków, płuc i krwioobiegów. Wcześniej trafiła już do „krwioobiegu” Ziemi – do wód podziemnych i powierzchniowych, które nawadniają nasze uprawy oraz gaszą pragnienie naszych zwierząt i nas samych. W całej Unii Europejskiej tylko w 2014 roku sprzedano ok. 400 tys. ton pestycydów. Największymi odbiorcami byli: Hiszpania (20%), Francja (19%), Włochy (16%), Niemcy (12%) i Polska (6%). Nasz kraj przodował w ilości zakupionych insektycydów i środków regulujących wzrost i rozwój roślin (1,5 tys. ton). W zeszłym roku zakupiono w Polsce łącznie ok. 23 tys. ton środków ochrony roślin. To 4,6 tys. przyczep rolniczych o ładowności 5 ton. Największe ich zużycie dotyczy upraw sadowniczych.

Czy „chemia” ta, zwłaszcza środki ochrony roślin, stanowią zagrożenie dla człowieka? Do tej pory poznaliśmy wiele „cudownych” środków chemicznych, które miały służyć rolnikom i szybko podnieść produkcję rolną. Przy tym miały być całkowicie bezpieczne dla ludzi i przyrody. Sztandarowym przykładem jest DDT – środek do walki ze „szkodnikami”, który miał zrewolucjonizować rolnictwo; w Polsce powszechnie znany pod nazwą Azotex. Dumny przykład postępu i rozwoju. Największe spustoszenie czynił wśród drapieżników, które zamykają łańcuch pokarmowy – doprowadził m.in. do masowego wymierania Sokołów Wędrownych, znanych jako najszybsze stworzenia na Ziemi oraz bałtyckich Fok Szarych. Choć upłynęło ponad 40 lat od oficjalnego wycofania DDT ze sprzedaży (w Polsce zakaz wprowadzono w 1976 roku), to związek ten jest nadal obecny w naszym otoczeniu. Wykrywany jest na przykład w mleku… karmiących kobiet! W USA sześciokrotnie przekracza dopuszczalne normy. Ale to nic w porównaniu z Australią, gdzie normy są przekraczane trzydziestokrotnie. Jego związki nie ulegają biodegradacji, co oznacza, że krążą w środowisku bezustannie. Ostatnio wykryto go nawet we krwi antarktycznych pingwinów.


Młoda Pliszka Siwa. Ptaki to nasi sprzymierzeńcy w trosce o nasze uprawy. Fot. Paweł Sidło

Następnie wielkie nadzieje pokładano w Roundup-ie. Herbicyd ten, podobnie jak DDT, również miał być całkowicie bezpieczny dla środowiska i… dla ludzi. (Już to gdzieś słyszeliście?!) Rzeczywistość ponownie okazała się brutalna. Roundup zwiera m.in. wysoce toksyczny glifosat, który u ludzi powoduje zaburzenia hormonalne, uszkodzenia DNA, zaburzenia rozwojowe płodów oraz raka. Aby zwrócić uwagę opinii publicznej i w celu wszczęcia debaty mającej zakazać stosowanie tego związku, w połowie 2015 roku grupa 48 europarlamentarzystów przebadała się na obecność glifosatu w moczu. Jego średnie stężenie wyniosło 1,7 mikrogramów na litr, czyli 17 razy więcej niż maksymalne dopuszczalne stężenie tej substancji w wodzie pitnej (0,1 mikrograma na litr). Takie samo badanie na próbie ok. 2000 ochotników wykazało, że jego stężenie było od 5 do 42 razy większe niż dopuszczalne stężenie w wodzie pitnej w Europie. To pewne – wszyscy obywatele Unii, również Ty Drogi Czytelniku, są zanieczyszczeni glifosatem!

Po latach ryzykownych doświadczeń wybór wydaje się prosty: rozwój zrównoważonego rolnictwa ekologicznego – przyjaznego ludziom oraz uprawianej ziemi. Czy jest to możliwe? Jak sobie „radzić” ze szkodnikami na naszych polach i w ogrodach? Przecież owady i chwasty, które utrudniają nam produkcję żywności były i będą korzystały z naszych upraw (choćby plagi szarańczy znane od czasów biblijnych). Rzeczywiście, chyba nie sposób całkowicie odstawić całą „chemię”, nawet w gospodarstwach ekologicznych. Ale istnieje wiele rozwiązań pozwalających w znaczy stopniu ją zredukować. Poza tym nie każda „chemia”, jak się okazuje, musi być szkodliwa.

Mazurek przy budce lęgowej zawieszonej w ogrodzie. Fot. Paweł Sidło

Oto kilka rad, co możemy zrobić, aby uniknąć jej nadmiernego stosowania:

  1. Podstawowym instrumentem ograniczania zachwaszczenia powinien być właściwie zaplanowany płodozmian, co uchroni plony przed nadmiernym rozwojem chwastów. Wiedzieli o tym już nasi przodkowie, bo system ten stosowano z powodzeniem już ponad 1000 lat temu. (Czyżbyśmy po raz kolejny zapomnieli o naszym dziedzictwie?) Pozwoli to także na ograniczenie stosowania pestycydów, bo to niejednokrotnie jedyna metoda walki ze szkodliwymi chorobami.   
  2. Zamiast stosować kosztowne herbicydy (czasami tak kontrowersyjne jak Roundup) lepiej przeprowadzić odchwaszczanie mechanicznie, przy użyciu bron, obsypników, pielników, a w ogrodnictwie, za pomocą narzędzi ręcznych.
  1. W przypadku walki ze szkodliwymi przędziorkami w naszych sadach, aby ograniczyć stosowanie oprysków można zakupić specjalne filcowe paski z dobroczynkami, które umieszcza się po 2–3 na każdym drzewie. Cena 50 takich pasków z pomocnymi roztoczami to około 100 zł. I już za rok można zrezygnować ze znacznie droższych pestycydów. Każda samica dobroczynka zjada średnio około 8 dorosłych „szkodliwych” przędziorków dziennie, co daje średnio 550 osobników przez całe życie. Pomoc warta każdej wydanej złotówki!
  1. Warto zakładać ogrody przyjazne ptakom i owadom, wywieszać budki lęgowe, karmniki, domki dla owadów. To wzmocni tzw. opór środowiska wobec „szkodliwych” organizmów, dzięki czemu nie będą mogły się nadmiernie rozmnażać. Nie od dziś wiadomo, że pola, łąki i sady pełne ptaków są zdrowsze, rzadziej atakowane przez choroby i szkodniki. W takich ogrodach nawet stonka ziemniaczana ma swojego amatora – Bażanta, który jako jeden z nielicznych ptaków chętnie się nią pożywia. Włochate gąsienice z przyjemnością zjadają natomiast Kukułki.
  1. Sojusznikami w walce ze szkodnikami mogą być mikroorganizmy (bakterie, wirusy i grzyby).
  1. Rozwiązaniem są również środki ochrony roślin oparte na naturalnych substancjach. W USA ponad 2/3 składników aktywnych w nowych pestycydach zatwierdzonych w ostatnich latach przez tamtejszy rząd do powszechnego użytku pochodzi z naturalnych substancji produkowanych przez rośliny lub zwierzęta. Tworzone są nowe składniki aktywne oparte na obserwacji wpływu naturalnych substancji oraz pestycydów pochodzenia naturalnego. Obecnie w gospodarstwach ekologicznych dopuszcza się stosowanie wielu naturalnych pestycydów. Należą do nich m.in.:

– azadirachtina uzyskiwana z miodli indyjskiej (Azadirachta indica) – środek owadobójczy,
  doskonały do zwalczania gąsienic bielinka kapustnika,

– wosk pszczeli – maść ogrodnicza, służąca do zabezpieczania ran drzew i krzewów,

– żelatyna – środek owadobójczy,

– zhydrolizowane białko – środek wabiący,

– lecytyna – środek grzybobójczy,

– pyretrum otrzymywane ze złocienia dalmatyńskiego (Chrysanthemum cineraria folium) – insektycyd,

– quassia otrzymany z Quassia amara – środek owadobójczy i odstraszający owady,

– rotenon otrzymany z Derris spp. i Lonchocarpus spp. i Terphrosia spp. – środek owadobójczy,

– sól potasowa kwasu tłuszczowego (szare mydło) – środek owadobójczy,

– olej parafinowy – środek owadobójczy i roztoczobójczy,

– piasek kwarcowy – środek odstraszający,

– siarka – środek grzybobójczy, roztoczobójczy, odstraszający,

– wodorowęglan potasu – środek grzybobójczy,

– nadmanganian potasu – środek grzybobójczy i bakteriobójczy; tylko w przypadku drzew owocowych, oliwnych i winorośli,

– siarczan wapnia (wielosiarczek wapnia) – środek grzybobójczy, owadobójczy i roztoczobójczy,

– miedź w formie wodorotlenku miedzi, tlenochlorku miedzi, (trójzasadowy) siarczanu miedzi, tlenku miedzi, oktanianu miedzi
  – środek grzybobójczy; maksymalnie do 6 kg na hektar rocznie.

Przysmakiem bażantów jest stonka ziemniaczana. Fot. Cezary Korkosz


Pełen wykaz środków dopuszczonych do stosowania w rolnictwie ekologicznym zawiera złącznik II ROZPORZĄDZENIA KOMISJI (WE) nr 889/2008.

Jak widać istnieje wiele alternatyw dla tradycyjnej „chemii” powszechnie stosowanej w rolnictwie. Można produkować żywność zdrowszą w sposób przyjazny Przyrodzie. Trudno przekonać do takiego wyboru osoby prowadzące przemysłową produkcję roślin, ale może chociaż w swoich przydomowych ogródkach znajdą oni miejsce na zastosowanie któregoś z wymienionych środków. Na pewno wyjdzie to na zdrowie im i ich rodzinom. Może część z nich rozwinie poboczną działalność opartą na rolnictwie ekologicznym. Na początku na pewno będzie ciężej niż w przypadku dotychczasowej działalności, gdzie wszystko „załatwiały” za nas środki ochrony roślin. Ale z czasem może nauczymy się doceniać naturalne procesy chroniące nasze uprawy. W końcu nawet jeśli plonów z hektara jest mniej, ich wartość jest wyższa. Produkty tego typu są coraz bardziej pożądane nawet pomimo tego, że ich cena bywa wyższa ze względu na bardziej wymagającą produkcję. Rolnictwo ekologiczne rozwija się w ogromnym tempie – notowany jest wzrost sprzedaży o 10–15% rocznie. Tylko w latach 2004–2011 liczba tego typu gospodarstw wzrosła sześciokrotnie. W Polsce stanowią one ok. 4% ogółu użytków rolnych w kraju i wciąż rosną. Rynek polskiej żywności ekologicznej szacowany jest na 400–500 mln zł.

Większość gospodarstw ekologicznych znajduje się we wschodniej Polsce na terenach o trudnych warunkach gospodarowania. Wydawać by się mogło zatem, że są one niejako wymuszone przez naturalne warunki i stanowią coś gorszego niż wysoko rozwinięte rolnictwo towarowe. Nic bardziej błędnego! Ekstensyfikacja produkcji jest wyznacznikiem postępu, lepszego zrozumienia przyszłego rynku i potrzeb ludzi. To właśnie w tym kierunku powinno zwrócić się rolnictwo.

 

Autor: Adam Zbyryt