Ptaki Polskie
4. Sady naszego dzieciństwa
Kto przypomina sobie jedno z najmilszych i najbardziej emocjonujących wydarzeń z okresu dzieciństwa? Czy nie był to wypad z grupą kolegów do sadu sąsiada! Pójście „na szaber”, „grandę” lub „pachtę”, jak to się określało w zależności od regionu kraju, kiedy jabłka, śliwki, gruszki czy inne owoce były jeszcze niedojrzałe, to jedno z tych wspomnień, które każdego napawają rozrzewnieniem. Niestety, tamte czasy mijają bezpowrotnie. Dlaczego? Bo tych starych sadów prawie już nie ma.
Dawniej i dziś
Stare sady, jakie znamy w niczym nie przypominały tych ciągnących się po horyzont rzędów regularnie przyciętych, skarłowaciałych drzewek owocowych, które zaczynają dominować w krajobrazie rolniczym w wielu miejscach w Polsce. Składały się z wysokopiennych, starych drzew, rosnących za domem gospodarza lub wokół niego, co tylko utrudniało zadanie zdobycia pożądanych owoców. Często były sadzone jeszcze przez dziadka albo pradziadka. Pełne Renet, Koszteli, Kongresówek oraz innych starych odmian jabłoni, grusz, śliw, czereśni i wiśni, porzeczek, agrestów i malin. Nie sposób wymienić je wszystkie – tylko jabłoni istnieje 20 szlachetnych gatunków i około 1000 odmian! Takie sady są już jednak w Polsce ogromną rzadkością, a wiele najstarszych odmian drzew owocowych bezpowrotnie znika razem z nimi. W przypadku niektórych pozostało zaledwie kilka osobników. A szkoda, bo Polska posiada ogromną tradycję sadowniczą. Nasza najstarsza odmiana jabłoni – Kosztela – pochodzi z XVI wieku! Szkoda byłoby to zaprzepaścić. Dlatego warto pielęgnować tę tradycję. Dlatego chrońmy nasze stare sady, nie dajmy im zniknąć z naszego krajobrazu!
Niestety, wkroczyliśmy na ścieżkę sadownictwa handlowego. Choć sadów mamy coraz więcej – od 2002 roku ich całkowita powierzchnia w Polsce wzrosła o ok. 40% – to jednak nie mogą się one równać z tymi starymi, przydomowymi lub śródpolnymi starymi sadami, z dobrodziejstw których korzystali wszyscy, często za darmo, zarówno ludzie, nieraz całe wsie, jak i zwierząt, także te dzikie. Ale nowe, wydajniejsze, większe, „okrąglejsze” odmiany drzew i krzewów zdominowały rynek. Dziś już nikt nie dostanie w sklepie Renety, czy Papierówki. Czasami nawet u rolników sprzedających swe płody rolne na targach w miastach jest to coraz trudniejsze.
Stare jest lepsze!
Stare odmiany nie zawsze są tak samo wydajne jak nowe, ale są one znacznie mniej wymagające, bardziej odporne na choroby i ataki owadów. Dzięki temu w ich utrzymaniu nie musimy stosować żadnych środków chemicznych, co sprawia, że pochodzące z nich owoce są znacznie zdrowsze. Poza tym mają one naturalnych sprzymierzeńców – ptaki, a także owady, które żywią się innymi owadami żerującymi na drzewach i ich owocach, np. biedronki czy dobroczynki gruszkowe (nazwa może być myląca, bo roztocz ten zasiedla różne gatunki drzew i krzewów). Ten ostatni, mały, ale jakże skuteczny drapieżca, sam nigdy nie uszkadza roślin. Każda samica dobroczynka zjada średnio około 8 dorosłych „szkodliwych” przędziorków dziennie, co daje średnio 550 osobników przez całe życie. Para Modraszek w sezonie lęgowym „opiekuje się” około 40 drzewami owocowymi, zbierając z nich gąsienice, które szybko trafiają do dziobów wiecznie głodnych piskląt. Także szpaki skutecznie pomagają w walce ze „szkodnikami” owadzimi. Jeśli tylko nie jest to sad czereśniowy lub wiśniowy, nie należy się ich obawiać.
Co zrobić, aby stworzyć taki naturalny „układ odpornościowy” w naszych sadach? Nic bardziej prostszego. Po pierwsze zrezygnować z pestycydów lub znacząco ograniczyć ich stosowanie, np. do takich, które nie szkodzą dobroczynkom (są takie). Po drugie nie usuwać starych, dziuplastych drzew, które stanowią miejsca lęgów Sikor, Szpaków i Muchołówek, a także schronienia nietoperzy, które także pomagają w walce ze „szkodliwymi” owadami. Po trzecie zawiesić budki dla ptaków (typu A1, A i B) i nietoperzy, co przyciągnie więcej pierzastych i włochatych sprzymierzeńców pozwalających zachować równowagę w naszym sadzie. I ostatnia rzecz – jeśli chcemy, aby nasze drzewa zamieszkały dobroczynki – możemy po prostu je sobie kupić! Roztocza te umieszczone są na specjalnych filcowych paskach, które umieszcza się po 2–3 na drzewo. Cena 50 pasków to około 100 zł. I już za rok można zrezygnować ze znacznie droższych pestycydów.
Im starszy sad, tym lepszy! Rozwija się w nim specyficzny mikroklimat warunkujący wy-stępowanie wielu gatunków roślin, zwierząt i grzybów. Pnie i gałęzie porastają mchy i porosty, zakamarki kory zasiedlają liczne, pożyteczne dla nas owady, pod drzewami rosną zioła i kwiaty, które dodatkowo przyciągają do sadu zapylacze (np. pszczoły i trzmiele) oraz różnych innych naturalnych sprzymierzeńców. Na wiosnę w takich sadach gnieździ się ponad 50 gatunków ptaków – w tym piękne Wilgi oraz pokrzewki, które jeśli chodzi o śpiew, wcale nie ustępują tym pierwszym. Takie miejsca upodobał sobie w szczególności Dzięcioł Białoszyi – przybysz z południa Europy, który od lat 70. ubiegłego wieku „kolonizuje” nasz kraj. Również zimą taki sad chętnie odwiedzają dzikie zwierzęta – szczególnie jeśli zostawimy tam trochę jabłek (na drzewach lub pod nimi). Kupka liści, sterta kamieni i wiązka chrustu lub dwie, też się przydadzą! Chętnie zajmą je pożyteczne ropuchy lub jeże. Taki stary sad, to najprawdziwszy, mały, niezależny ekosystem. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
Własny bioróżnorodny sad – nic prostszego!
Stare sady, jak starzy ludzie, wymagają troski i opieki. Jeśli mamy taki sad, nawet taki złożony z zaledwie kilku drzew warto się nim odpowiednio zająć. Jednym z najważniejszych zabiegów jest przycinanie zbyt ciężkich, rozbudowanych koron, które mogą przyczynić do przewrócenia się drzewa lub jego rozłamania. Korona będzie bardziej przewiewna, a przez to odporniejsza na choroby grzybiczne. Owoce będą lepiej dojrzewały, będą większe i bardziej wybarwione. Nie zapomnijmy też o obieleniu pni. Oprócz niezaprzeczalnego waloru estetycznego ma to ogromne znaczenie praktyczne i ochroniarskie. Obielone zimą (styczeń-luty) wapnem sadowniczym pnie, na wiosnę lepiej odbijają promienie słoneczne, mniej się nagrzewają przez co drewno nie „pracuje” tak intensywnie (w dzień rozgrzany pień się rozszerza, nocą gdy jest chłodniej, obkurcza), co może je narażać na pęknięcia. Przez takie rany mogą potem wnikać liczne choroby.
Co gdy nie mamy sadu, a pragnęlibyśmy taki zasadzić? Podstawa to sadzonki. Nie jest prosto je zdobyć, ale nie jest to niemożliwe. Znając trochę sztukę sadowniczą można samemu starać się przeszczepiać drzewa z innych starych sadów albo prościej, można zakupić takie drzewka. Na szczęście zostało jeszcze kilku pasjonatów, którzy zajmują się zachowywaniem starych odmian drzew owocowych. Oferuje je także coraz więcej szkółek drzewek owocowych, a ich oferty dostępne są w internecie. O szczegółowe porady warto zapytać dwie organizacje pozarządowe: „Klub Przyrodników” i „Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły”, które prowadzą hodowle zachowawcze starych odmian drzew, pierwsza w Owczarach, druga w Chrystkowie.
Tworząc taki sad od podstaw pamiętajmy tylko, że powinny w nim rosnąć drzewa wysokopienne, z których owoce będziemy zbierać przy użyciu drabiny, a w którą za kilka lat będziemy musieli się także zaopatrzyć. Jednak to niewielki koszt w porównaniu do tego co otrzymamy. Warto obfitościami z takiego sadu podzielić się z sąsiadami. Może nawet uda się ich namówić do założenia własnego, z innymi odmianami drzew. Można będzie się wówczas wymieniać owocami. Niestety, taki sad nie rośnie przez rok czy dwa. Warto jednak poczekać. Wkrótce stanie się doskonałym miejscem wypoczynku i rekreacji. Zamiast kosić rosnącą pod koronami trawę, dobrze jest skorzystać z naturalnych, cichych, ekologicznych kosiarek – kóz lub owiec. Trzeba wtedy pamiętać o zabezpieczeniu pni. Ujmie nam to pracy i uatrakcyjni otoczenie. Zakończeniem nich będą sparafrazowane słowa ks. Jana Twardowskiego: „Spieszmy się pomagać sadom tak szybko odchodzą”.
Autor: Adam Zbyryt
Zapraszamy na nasze strony:
www.bukietzpol.pl, www.ptakipolskie.pl, www.facebook.com/ptakipolskie
Artykuł powstał w ramach projektu „Bukiet z pól. Kampania informacyjno-edukacyjna na rzecz zatrzymania spadku różnorodności biologicznej w krajobrazie rolniczym”.
Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie stowarzyszenie Ptaki Polskie.
3. Ptaki krajobrazu rolniczego – nieznane sylwetki naszych bliskich „sąsiadów”
Dlaczego „sąsiadów”, zapytałby ktoś. Dlatego, że ptaki wokół naszych gospodarstw to najczęściej pierwsze żywe organizmy jakie oglądamy, wychodząc na nasze podwórko. Wróble i Mazurki uwijające się na ziemi pośród karmionych o poranku kur, Sierpówki czekające na swoją kolej na pobliskiej antenie telewizyjnej, Bociany radośnie klekoczące na gnieździe, Jaskółki wlatujące i wylatujące z obory, to tylko niektóre obrazki, które towarzyszą nam za każdym razem kiedy opuszczamy nasz wiejski dom. (Niestety, nie każdy.) Ale nie tylko. To też ptaki, które spotykamy na naszych polach, które rolnikom towarzyszą od wieków: Skowronki, Kuropatwy, Przepiórki, Derkacze, Kukułki, Słowiki, Krogulce i wiele innych… Niektóre są z nami nawet zimą, inne tylko sezonowo. Dlatego ptaki są naszymi sąsiadami. Bo żyją najbliżej człowieka lub w ukształtowanym przez rolników krajobrazie, który często jest ich jedynym miejscem życia. I jak z sąsiadami bywa, są z nami na dobre i na złe. Trudno wyobrazić sobie bez nich życie.
Gdyby zadać pytanie, jaki ptak jest najbliższym sąsiadem człowieka i jednocześnie największym symbolem krajobrazu rolniczego wielu odpowiedziałoby bez wahania – Bocian Biały! Czy mimo tego, znamy go wystarczająco dobrze? Zapewne jest kilka rzeczy związanych z tym gatunkiem, które niejednego mogą zaskoczyć i zadziwić.
Bocian Biały
Mówi się, że jest to gatunek parasolowy. Co to oznacza? Otóż to, że chroniąc go chronimy wiele innych zwierząt, mających podobne wymagania. A jest ich niemało. Skowronki, Czajki, Rycki, Kszyki, Dubelty, Derkacze, Świergotki, Krwawodzioby, Wróble, Mazurki, Szpaki i wiele, wiele innych, także gady, płazy i owady. Tam gdzie Bociany, tam większa bioróżnorodność!
Bocian praktycznie stał się naszym nieoficjalnym ptakiem herbowym. (Oficjalnym jest najprawdopodobniej Bielik.) W wielu regionach tak się rzeczywiście stało – ptak ten widnieje w herbach wielu miejscowości i gmin, np. Drużbice, Kawęczyn, Brańszczyk.
Jeszcze do niedawna z dumą mówiliśmy, że „co czwarty Bocian jest Polakiem”, bo to u nas żyło ich najwięcej. Niestety, to już historia. Do 2004 roku Bocianów w Polsce systematycznie przybywało. Ale po tym roku zaczął się spadek i do 2014 roku zniknęło ok. 20% populacji (ok. 10 tys. par Boćków). Co takiego się wydarzyło, że Polska straciła pozycję bocianiego mocarstwa? Z rokiem 2004 wiąże się bardzo ważna data w historii Polski – wejście do Unii Europejskiej. Od tego momentu w naszej gospodarce rozpoczęły się głębokie przemiany strukturalne. Na wsi i w rolnictwie być może są one jeszcze bardziej widoczne niż w miastach: tradycyjny model gospodarowania oparty na ekstensywnych gospodarstwach rodzinnych odszedł do lamusa.
Zmiany wpływające na Bociany Białe można zresztą prześledzić nie tylko na podstawie spadku ich liczebności, ale także… diety. Boćki są tzw. oportunistami pokarmowymi, co oznacza, że żywią się akurat tym, co jest najbardziej dostępne i co nie ucieknie im sprzed dzioba. Kiedyś przypisywano im zamiłowanie do żab, bo żab było w bród! Dzisiaj, po latach osuszania każdej przysłowiowej kałuży, trucia i zanieczyszczeń, populacje żab dosłownie się załamały. Nic dziwnego, że coraz rzadsze płazy aktualnie już tylko okazjonalne lądują na „bocianim stole”. Dzisiaj są tam głównie dżdżownice.
Żartobliwie mówi się, że istnieje zależność pomiędzy liczbą Bocianów, a przyrostem naturalnym w danym regionie. I potwierdzają to jak najbardziej poważne badania. Oczywiście nie dowodzi to, że Bociany przynoszą dzieci… Za to obecność Bocianów jest dowodem na to, że żyjemy w czystym i zrównoważonym środowisku. W takich warunkach ludzie są zdrowsi, mniej zestresowani i rodzi się im więcej dzieci! Główny Urząd Statystyczny potwierdza, że na wsi przychodzi na świat więcej dzieci niż w mieście! Pytanie, co stanie się, gdy zabraknie Bocianów?
Wróbel
To kolejny, chyba najbardziej rozpoznawalny ptak krajobrazu rolniczego, niekwestionowany sąsiad człowieka. Co ciekawe nasz kraj zasiedlił dopiero w XVII wieku, aby w XIX i XX wieku stać się jednym z najliczniejszych gatunków. Znalazło to odzwierciadlenie w ówczesnej kulturze. Całkowicie uzależniony od człowieka, a właściwe zasobów pokarmowych, których ten dostarcza. Synonim pospolitości. Kiedyś liczny także w miastach, ale ostatnio znacznie rzadszy. Pomimo znacznego spadku liczebności jego populacji, zmiany te często nie są dostrzegalne przez mieszkańców wsi, ze względu na fakt mylenia tego gatunku z podobnym Mazurkiem. Cechą rozpoznawczą tego ostatniego jest czarna plamka na policzku i brązowy wierzch głowy. Samiec i samiczka ubarwione są tak samo – u Wróbla samica jest szaro-brązowa. Te dwa gatunki, w miejscach gdzie występują razem, wyraźnie ze sobą konkurują, zarówno o pokarm jak i o miejsca lęgowe. Jednak w przeciwieństwie do Wróbla populacja Mazurka wzrasta w ostatnim czasie w Polsce. Jest mniej zależny od człowieka, może występować również poza zabudowaniami. Oba gatunki chętnie współżyją ze zwierzętami w gospodarstwie i regularnie podjadają im wykładaną karmę, szczególnie kurom, kaczkom, ale także psom.
(Jaskółka) Dymówka
Od zawsze obecna w naszej kulturze, o czym przypominają m.in. liczne przysłowia: „Jedna jaskółka wiosny nie czyni”, „Mówiły jaskółki, że niedobre spółki”, „Gdy jaskółka w kwietniu gniazdo buduje, obfite zbiory przewiduje”, „Kiedy się jaskółka zniża, deszcz się zbliża”… To tylko kilka przykładów. Obecna hodowla bydła w zamkniętych oborach, co bardziej przypomina produkcję przemysłową niż hodowlę żywych zwierząt, nie przysłużyła się Dymówce. Od tysięcy lat związana z człowiekiem, mimo to, zamyka się przed nią miejsca gdzie zwyczajowo się gnieździła – obory, stajnie, chlewnie, stodoły. W zamian uwalniała nas od much i innych dokuczliwych owadów, których my nie lubimy, a które Jaskółki lubią bardzo. Symbioza ta trwała mniej więcej do 2003 roku, kiedy to urzędnicy oficjalnie wprowadzili prawo zabraniające przebywania innych zwierząt w budynkach, gdzie prowadzona jest hodowla bydła. Na szczęście nie wszyscy gospodarze przejęli się tym zapisem. Dymówka od zawsze symbolizowała dobrobyt i szczęście. Można wierzyć lub nie w tego typu przesądy, ale współczesne badania zwykle wykazują, że wiele z nich ma biologiczne uzasadnienie. Może więc zamiast zamykać okna naszych obór przed Dymówkami, lepiej zainstalujmy tam dla nich podpórkę pod gniazdo.
Czajka
Metalicznie lśniące upierzenie, a przede wszystkim urokliwy czubek na głowie to cechy, pi których rozpoznamy Czajkę. Do tego modulowany, trochę elektroniczny głos, który w ludowej interpretacji brzmi tak: „Fiiilip! Fiiilip! Wylej olej! Wylej olej!…”. Inną typową dla Czajki cechą jest jej lot, niezwykle lekki, zwinny, pełen powietrznych akrobacji, zarówno w czasie toków, jak i w walce z rywalami oraz drapieżnikami.
W związku z zanikiem tradycyjnego ekstensywnego rolnictwa i postępującymi melioracjami odwadniającymi terenów rolniczych, Czajka, obok Kuropatwy i wielu innych gatunków krajobrazów rolniczych, należy do gatunków najszybciej znikających w Polsce i w całej Europie. Tymczasem skromne, ale czujne i odważne Czajki w ptasich społecznościach pełnią bardzo ważną rolę. Bez nich znika wiele innych gatunków ptaków, które nie radzą sobie w pojedynkę. Nieśmiałe Krwawodzioby czy Rybitwy Rzeczne, Rycyki oraz kilka innych gatunków chętnie korzysta z ochrony, jaką zapewniają ich gniazdom i młodym waleczne Czajki, które bez wahania, kolektywnie, z powietrza rzucają się na każdego drapieżnika. Słabsi sąsiedzi bez pomocy Czajek nie potrafią tak skutecznie bronić się przed drapieżnikami. Jeszcze jeden dowód na to, że przyroda, to delikatna i czasami zaskakująca sieć wzajemnych połączeń.
Kuropatwa
Kiedyś była synonimem pospolitości. W przeciwieństwie do wielu innych gatunków ptaków występujących w naszym kraju, nie odlatuje na zimę, była więc obecna przez cały rok praktycznie na każdym polu i łące. Niestety, od lat przegrywa z tzw. środkami ochrony roślin, ciężkim sprzętem, wiejskimi kotami, psami i z myśliwymi. W ciągu ostatnich 30 lat liczebność Kuropatw spadła o 80% i dalej spada! To jeden z najkrócej żyjących ptaków w Polsce – najstarszy znany osobnik przeżył na wolności 5 lat.
Przepiórka
Kuzynka Kuropatwy. Mało kto ją widział, bo zawsze ukrywała się w gęstwinie ziół, traw i zasiewów. Za to łatwo można było ją usłyszeć – od maja do sierpnia. (Resztę czasu spędza w dalekiej Afryce lub w drodze.) Jej charakterystyczny głos na wiosnę miał wołać: „Pójdźcie pleć!”, w lecie: „Pójdźcie żąć!”, a po żniwach: „Nie ma nic!”. Chłopi tradycyjnie zostawiali na ostatnim zagonie zboża garść nieskoszonych kłosów. Nazywano to brodą, pępkiem, babą, wereją, kozą lub… przepiórką. Ta ostatnia nazwa używana była głównie na Mazowszu. „Przepiórka” miała być zalążkiem nowego życia w przyszłym sezonie i ostatnią na polu ostoją tego małego ptaszka. Po przystrojeniu kwiatami oznaczała koniec żniw. Pojedyncze kłosy wycięte z „przepiórki” wplatano do wianków i bukiecików na święta Matki Boskiej Zielnej. Ona też prawdopodobnie dała początek tradycji wieńców dożynkowych. Przepiórka – tym razem ptak, nie pozostawiona w polu kępka zbóż – była też natchnieniem dla artystów. Pisali o niej m.in. Mickiewicz, Żeromski, Turgieniew.
Derkacz
Mówiąc o charakterystycznych głosach naszego krajobrazu rolniczego, nie sposób nie wspomnieć o Derkaczu, którego rozsławił nie kto inny jak sam Adam Mickiewicz i Jan Brzechwa. Charakterystyczne derkania, jakby ktoś pociągał po zębach grzebienia (i to całkiem dużego, bo dającego natężenie 120 decybeli, czyli jak ryk silnika ciężarówki!), dobiegają wieczorami i nocami z naszych łąk i pól, od maja do początków lipca. W ten sposób samce wabią do siebie migrujące pod nocnym niebem samice. Derkacz jest jednym z najbardziej znanych „bohaterów” programu rolnośrodowiskowego.
Krogulec
Ten stosunkowo niewielki ptak drapieżny (najwyżej wielkości gołębia, przy czym samiec jest o ok. 1/3 mniejszy od samicy), który z wyglądu przypomina miniaturowego jastrzębia, bardzo chętnie poluje w miejscach, gdzie zwyczajowo dokarmia się ptaki. Powszechnie uważa się, że każdy karmnik ma swojego Krogulca. Jego krótkie skrzydła i długi ogon nie pozwalają mu, jak sokołom, na długotrwały szybki lot, ale doskonale nadają się do nagłych pogoni za skrzydlatą drobnicą, wymagających dodatkowo dużej zwrotności pośród gęstych gałęzi. Można go porównać do geparda ścigającego gazelę na sawannie. Na krótkim dystansie ten ptasi sprinter może rozwinąć bardzo dużą prędkość, a długi ogon pozwala mu zwinnie poruszać się pomiędzy przeszkodami. Wszystko to czyni Krogulca doskonałym łowcą wyspecjalizowanym w polowaniach na drobne ptaki. Gdy nie poluje, najczęściej siedzi cicho w ukryciu gałęzi, często w naszym bliskim sąsiedztwie, z czego nie zdajemy sobie nawet sprawy. Wróble, Mazurki czy Sikory zwykle też nie – na ich nieszczęście.
Kukułka
Jest ptakiem, którego głos rozpozna bez pudła prawie każdy. Dziewczęta liczyły kukania Kukułki, a ich liczba zapowiadała za ile lat wezmą ślub: „Kukułeczko, panieneczko, z paproci i ziela, powiedz mi ile lat do mego wesela”. Naukowcy udowodnili, że rolnicy w miejscach gdzie Kukułki „kukają” dłużej w czasie swoich popisów wokalnych… żyją dłużej! Tam, gdzie słychać Kukułkę, żyje także więcej ptaków. I wszystko stało się jasne: życie w sąsiedztwie przyrody i większa jej różnorodność powoduje, że żyjemy dłużej – i lepiej! Kukułka słynie ze zwyczaju podrzucania swych jaj do gniazd ptaków wróblowatych (pasożytnictwo lęgowe). Znanych jest około 200 gatunków ptaków oszukanych przez kukułkę. Kukułki odżywiają się owadami. Upodobały sobie w szczególności owłosione gąsienice motyli, których najczęściej unikają inne ptaki, dlatego uznawane są za sprzymierzeńca rolników w walce z tzw. „szkodnikami”.
Skowronek
Najliczniejszy ptak krajobrazu rolniczego. Bez jego głosu nie byłoby wiosny. W zależności od regionu Polski i warunków pogodowych, Skowronki powracają do nas już w lutym i od razu rozpoczynają swój podniebny koncert (ostatnio coraz szybciej). Kiedyś Skowronki i ich jaja stanowiły przysmak na naszych stołach. Dobrze, że ta okrutna tradycja dobiegła końca. Obecnie objęty jest ścisłą ochroną gatunkową. Co innego w krajach południowej i południowowschodniej Europy oraz w całym basenie Morza Śródziemnego. Szacuje się, że tam każdego roku w wyniku bezmyślnych polowań ginie nawet miliard ptaków – w tym nasze Skowronki, Słowiki, Gąsiorki, Jaskółki i wiele innych. Jego populację lęgową szacuje się na 11 do 13 mln par. W roku gospodarczym 2014/2015 rolnicy użyli w Polsce pod uprawy ok. 1 mln 792 tys. ton nawozów mineralnych i chemicznych i to jedynie w przeliczeniu na „czysty składnik” (123 kg na hektar). Nie służy to Skowronkom. Okazuje się, że liczba odchowanych młodych ptaków na polach poddanych opryskom jest o 50% niższa, niż na polach nieopryskiwanych. W związku z tym jeśli chcemy za kilka lat usłyszeć jeszcze nad naszymi polami śpiewające Skowronki, ograniczmy nawożenie. Niech zysk nie będzie jedyną siłą napędową naszego działania.
To zaledwie kilka sylwetek ptaków krajobrazu rolniczego, naszych bliższych i dalszych sąsiadów. Ta naprawdę jest ich całe mnóstwo, ale w ferworze dnia codzienne często ich nie zauważamy albo tak bardzo jesteśmy do nich przyzwyczajeni, że stają się dla nas wyłącznie tłem. Dostrzegamy je dopiero kiedy zaczyna ich brakować. Na gniazdo nie przyleci Bocian, Sierpówka przestanie pohukiwać z pobliskiej anteny telewizyjnej, ucichną kłótliwe spory Wróbli i Mazurków, nad polami zabraknie Skowronów, zamilknie Kukułka. Wtedy zauważmy, że nasz świat zaczyna się zmieniać, zaczyna brakować coraz więcej puzzli. Warto czasami się zatrzymać, przyjrzeć się naszym ptasim sąsiadom, zastanowić się nad ich losem i reagować na zmiany odpowiednio wcześniej, zanim zniknie cała ta bioróżnorodna układanka.
Autor: Adam Zbyryt
Zapraszamy na nasze strony:
www.bukietzpol.pl, www.ptakipolskie.pl, www.facebook.com/ptakipolskie
Artykuł powstał w ramach projektu „Bukiet z pól. Kampania informacyjno-edukacyjna na rzecz zatrzymania spadku różnorodności biologicznej w krajobrazie rolniczym”.
Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie stowarzyszenie Ptaki Polskie.
2. Świat bez bzykania
Miód, płynne złoto, nektar bogów. Wiedzieli o tym już nasi przodkowie. Ludzie żywili się miodem od niepamiętnych czasów, początkowo wyłącznie od dzikich pszczół. Aby mieć stały dostęp do jego zasobów nasi pradziadowie „oswoili” pszczoły i nauczyli się je hodować. Już starożytni Egipcjanie doceniali miód i przede wszystkim jego producentów, czyli pszczoły. Owady te uważano za ożywione łzy boga słońca Ra, a sam miód mogli spożywać tylko najwięksi dostojnicy. Pierwsze ślady pszczelarstwa z ziem polskich pochodzą sprzed 2 tys. lat. W XVI i XVII wieku Polska barcią stała. Przysłowie „kraina miodem i mlekiem płynąca” nie odnosiło się do żadnego mitycznego kraju, a właśnie do Polski. I to dosłownie! Byliśmy w tym czasie prawdziwą potęgą jeśli chodzi o handel miodem, zarówno w kraju jaki za granicą. Bartnictwo było ważniejszą gałęzią ówczesnej gospodarki niż łowiectwo czy handel drewnem. I tak zostało do dziś!
Litrowy słoik miodu rzepakowego kosztuje ok. 35 złotych. Wartość całego wyeksportowanego przez Polskę miodu tylko w 2014 roku wyniosła ok. 50 mln dolarów. Sporo! Ale czy ktoś zastanawiał się kiedyś ile kosztuje praca samych zapylaczy, tych drobnych owadów, pszczół, trzmieli, motyli, bez której miodu by nie było? Cena rodziny trzmieli do „obsługi” ok. 25 arów ogrodu kosztuje dzisiaj ok. 120–160 złotych. Łatwo sobie wyliczyć jaki to koszt, kiedy ktoś posiada hektary upraw wymagających pracy zapylaczy. Dopiero kiedy musimy zapłacić za zapylanie, zaczynamy uświadamiać sobie wartość usług, jakie zapewniają nam zapylacze. Chyba jako pierwsi zrozumieli to Chińczycy.
W 1958 roku, chiński przywódca komunistyczny Mao Zedong, w ramach tzw. Wielkiego Skoku Naprzód, nakazał zniszczyć wszelkie tradycyjne maszyny i narzędzia rolnicze. W efekcie załamała się cała produkcja rolna. Propaganda Mao obwiniła za to Wróble i Mazurki, które miały zjadać plony. Wódz kazał więc swojemu ludowi zabić wszystkich rzekomych winowajców. A ponieważ ptaków było mniej niż prześladujących je obywateli – stało się! Razem z Wróblami eksterminowano wiele innych, drobnych ptaków. Nic dziwnego, że już następnego roku chińskie uprawy zostały pochłonięte przez różne szarańczaki, które pozbawione naturalnej kontroli, mnożyły się bez ograniczeń. W wielkim kraju zapanowała trzyletnia klęska głodu, która zabiła ponad 30 milionów ludzi – głównie na chińskiej wsi. Co zrobili ludowi przywódcy? Postanowili „uregulować” problem żarłocznych owadów przy pomocy środków owadobójczych… Mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło ponad pół wieku, do dziś w niektórych regionach Chińczycy zapylają ręcznie kwiaty w sadach i na warzywnych plantacjach przy pomocy pędzelków. Robią to, co kiedyś robiły pszczoły, trzmiele i inne błonkówki – zanim wymarły w wyniku tamtej akcji. Zużycie pestycydów było wtedy tak duże, że ich pozostałości wciąż są obecne w środowisku, co w wielu miejscach uniemożliwia powrót owadów.
Albert Einstein kiedyś powiedział „Kiedy wyginą pszczoły, rodzajowi ludzkiemu pozostaną 4 lata”. Czy ta katastroficzna wizja kiedyś się spełni? Każde dziecko wie, że pszczoły zapylają rośliny, które są podstawą ziemskiego ekosystemu. Nie trzeba więc nikomu tłumaczyć, że przewidywania tego słynnego noblisty, są jak najbardziej słuszne. Bez pszczół i innych zapylających owadów (m.in. trzmieli i motyli) po prostu zabraknie jabłek, gruszek, śliwek i wielu, wielu innych owoców, warzyw oraz wszelkich roślin lub ich przetworów od niepamiętnych czasów obecnych na naszych stołach. Produkcja 90% owoców i aż 1/3 pozostałej żywności zależy od zapylaczy. Aż 87 głównych roślin uprawnych jest zapylanych przez pszczoły, trzmiele i ich kuzynów. Bez ich usług umarlibyśmy z głodu. Okazuje się, że wiatr to za mało! Rośliny potrzebują usług tych pracowitych zwierzątek. Gdy zacznie ich brakować, ludzkość stanie w obliczu globalnej klęski głodu. Co prawda już dzisiaj w niektórych rejonach globu ludzie głodują, ale jest to efektem nierównej dystrybucji żywności. Bo, gdy miliony mieszkańców afrykańskiego Sahelu (strefa na południe od Sahary) przymierają głodem, miliony ton żywności ląduje na śmietnikach w krajach bogatej północy (Europa i Ameryka). Coraz częściej klęski głodu wywołane są też dewastacją środowiska. Zatrucie, wyjałowienie, erozja i pustynnienie w wyniku zbyt intensywnego i nieumiejętnego gospodarowania ziemią, stają się typowym widokiem dla coraz większych obszarów Afryki, a także Azji i Ameryki Południowej.
W Polsce występuje ponad 470 różnych gatunków pszczołowatych (w tym pszczoły i trzmiele), ale aż 222 znajduje się w „Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych” (wyginięciem). Szacuje się, że tylko u nas w każdej sekundzie ginie… 105 pszczół miodnych. Przyczyną najczęstszych ostrych zatruć rodzin pszczelich w Polsce są opryski pól rzepaku! Coraz więcej pszczelarzy kontrolując swoje ule, nie znajduje w nich pszczół w ogóle, albo zaledwie kilkadziesiąt lub kilkanaście. Z tego względu zjawisko to nazwano „syndromem pustego ula”. Przyczyną tego stanu są niszczenie siedlisk i naturalnych lub tradycyjnych rolniczych krajobrazów, intensyfikacja i chemizacja rolnictwa, zanik miedz i innych półnaturalnych siedlisk z łanami kwitnących kwiatów, zanikanie kwietnych ogrodów, upraw roślin motylkowych, kolizje z samochodami (w przypadku trzmieli!) czy wiosenne wypalanie traw, tworzenie wielkopowierzchniowych upraw, zbyt intensywna eksploatacja i uprzemysłowienie pasiek, choroby i pasożyty, dla których osłabione i pozbawione naturalnej ochrony pszczoły są łatwym celem. W USA w latach 2012–2013 pszczelarze stracili ok. 45% swoich kolonii. W 2013 roku wyginęła tam niemal 1/3 pszczelich rodzin. W innych krajach, w tym w Europie, sytuacja wygląda podobnie. Trend ten dociera do Polski. Tylko w trakcie zimy 2014/2015 zginęło u nas ponad 230 tys. rodzin pszczelich! Wizja Einsteina wydaje się być coraz bliższa. Co zrobić, aby uratować pszczoły i trzmiele? Po pierwsze dbać o krajobraz polskiej wsi, ten sprzed lat, gdzie pola były poprzecinane miedzami, łąki pyszniły się kwiatami, swoje miejsce na polu miały zarówno uprawy, jak i towarzyszące im chwasty, wzdłuż polnych dróg rosły cieniste aleje lip, w każdym zagłębieniu tworzyły się oczka wodne, a przed domami wyrastały wspaniale, wielobarwne ogrody. Postęp i intensyfikacja są nieuniknione. Jednak nie może to być wyłącznie ślepe dążenie do celu. Warto się na chwilę zatrzymać i przypomnieć sobie o naszych związkach i korzeniach, o tym skąd pochodzimy i gdzie wyrośliśmy. Dlatego nie zapominajmy o naszych mniejszych braciach pszczołach, trzmielach i innych zapylaczach. Szpaler lip posadzonych koło domu, pozostawiony na miedzy głóg, wiciokrzew, dąbrówka, dyptam, miodunka, nostrzyk, szałwia i trędownik w ogrodzie, to tak niewiele dla człowieka, ale cały świat dla zapylaczy. Ograniczenie chemii, przynajmniej w najbliższym sąsiedztwie ula, niech przyroda rządzi się tam sama. Chwasty, tak niepożądane przez nas, mogą stanowić źródło bezcennego nektaru dla pszczół. |
Pszczoły żyją na świecie dłużej niż człowiek. Ich historia jest długa, a rola ogromna. Świat nie byłby taki sam bez pszczół i innych zapylaczy. Nasze śniadania byłyby uboższe nie tylko o miód. Brak pszczół to ryzyko głodu na świecie. Warto wiedzieć, co dla nas robią i dbać o to, żeby żyło im się z nami dobrze i długo.
Nie popełniajmy błędów Chińczyków, aby miód nie stał się towarem deficytowym, bezcennym wspomnieniem, słodkiej przeszłości.
Adam Zbyryt
fot: Paweł Sidło
1. Prawdziwy ogród
Czy ktoś z nas jeszcze pamięta jak wyglądały kiedyś wiejskie ogrody? Ile w nich było kolorów, zapachów i kwiatów… Wśród nich uwijały się motyle, pszczoły i trzmiele. Ten sielankowy obraz dopełniały swoim świergotem ruchliwe ptaków.
Ogrody tradycyjnie były ważnym elementem krajobrazu polskiej wsi. Mieliśmy nawet swój ogrodowy styl zwany szlacheckim, który przypominał słynny styl angielski, a którego główne założenia to naśladowanie natury i harmonia z otaczającym krajobrazem. Parki i ogrody otaczające szlacheckie dwory były też źródłem inspiracji dla przydomowych ogródków i bramą, przez którą wnikały nowe odmiany i pomysły. Ukwiecone wiejskie ogrody określały statut gospodarza. Ogrody różniły się od siebie. Były przedmiotem podziwu oraz dumą gospodarzy i być może przede wszystkim gospodyń. Ale wszystkie je łączyła wspólna cecha – różnorodność! Im więcej, im bardziej kolorowo, tym lepiej! Kwiaty dzikie, takie jak kośćce, konwalie czy barwinki mieszały się z typowymi roślinami ogrodowymi, takimi jak malwy, floksy, piwonie, czy liliowce. Nie brakowało też ziół oraz krzewów, które zapewniały ogrodowi urozmaiconą strukturę. Najbardziej popularne to m.in. forsycje, śnieguliczki, bukszpany, bzy, jaśminowce i oczywiście róże. (Zwykle krzaczaste i bardzo pachnące odmiany, które dzisiaj nazywa się historycznymi.)
Każdy szanujący się ogród miał też swojego opiekuna – drzewo. Najczęściej były to stare lipy, wiązy, kasztanowce, a czasami drzewa owocowe lub żywotniki. (Dlaczego nie sosny czy modrzewie? Drzewa iglaste zakwaszają glebę i w ten sposób zubożają nasz ogród.) W upalne dni rozłożyste korony dawały cień, stanowiły żywe piorunochrony, a niektóre, takie jak lipy, cenny nektar dla pszczół. To jednak nie wszystko! Okazuje się, że wydzielane przez drzewa fitohormony pozytywnie wpływają na nasze zdrowie i samopoczucie. To nie żart i żadne zabobony. Współczesna nauka dowiodła, że ludzie przebywający w pobliżu drzew są zdrowsi i odporniejsi. Rzadziej dopadają ich bóle głowy czy stany depresyjne. Do tego wśród konarów drzew żyją ptaki, których śpiew działa na nas podobnie jak fitohormony! W tradycyjnych ogrodach z drzewami swoje gniazda chętnie wiły kolorowe Szczygły, Dzwońce czy piękne Wilgi. Warto więc nie wycinać (wszystkich) drzew wokół domu. Jeśli już jednak to zrobiliśmy, to szybko posadźmy nowe. Chociażby z myślą o naszych dzieciach i wnukach.
Kiedyś przydomowe sady i ogrody wiosną i latem były centrum życia rodzinnego i towarzyskiego. W niektórych regionach Polski popularne były ławeczki wystawiane przed ogrodem od strony głównej drogi. Ludzie żyli wtedy bliżej przyrody – i siebie. Dzisiaj symbolem sukcesu są betonowa kostka oraz trawnik z metra obsadzony tujami i podlewany sporą ilością chemii, która jednemu pomaga, a drugiemu szkodzi. Nic dziwnego, że tak mało czasu spędzamy w naszych odgrodach. Nudno tam, a do tego można się podtruć. (To nie żart!) Wszystkie wyglądają tak samo i nie mają nic wspólnego z naturą. Są dokładnym zaprzeczeniem naszych tradycji i najlepszych światowych wzorców.
A gdyby tak wrócić do dobrych tradycji i sprawić aby nasze przydomowe ogrody znowu zakwitły i żeby wróciło do nich życie? Nic prostszego! Oto kilka praktycznych porad i zasad ogrodów przyjaznych ludziom, przyrodzie i naszej tradycji:
Po pierwsze: Osadź swój ogród w lokalnym krajobrazie i tradycji.
W naszej opinii mało jest tak nieprzystających widoków, jak rozległe, betonowe skalniaki, pełne tzw. iglaków, które w górach może i mogłyby wyglądać naturalnie, ale na nizinach, czy w północnej Polsce mają się jak przysłowiowa pięść do nosa. Nie wpuszczaj do swojego ogrodu chemii, betonu, kolorowanej kory, lastryko, krawężników wokół każdej rośliny, plastykowych instalacji, krasnali i wygibasów ze starych opon samochodowych, rzędów tui i większości… polskich projektantów zieleni. Ci traktują ogród jak plac budowy albo laboratorium chemii gospodarczej. Efekt końcowy bardziej przypomina muzeum pełne martwych, kanciastych eksponatów, niż miejsce relaksu i kontaktu z Naturą. Do tego może być niebezpieczny dla naszego zdrowia.
Po drugie: Naśladuj Matkę Naturę.
Do swojego ogrodu wybieraj rośliny rodzime lub od dawna obecne w polskich ogrodach. One są lepiej dostosowane do naszych warunków klimatycznych i glebowych oraz lepiej radzą sobie z chorobami. Sprowadzane z zagranicy nowe, chwilowo modne odmiany, zwykle gorzej znoszą nasze surowe zimy (i niestety coraz częstsze wiosenne lub letnie susze), wymagają specjalnej ochrony i zabiegów oraz dużych nakładów pracy i pieniędzy. Stawiaj na rośliny dobrze rosnące w naszym klimacie i łatwe w utrzymaniu. Przyjrzyjmy się uważnie roślinom, które zwykle uważamy za chwasty. W łanie z typowymi roślinami ogrodowymi mogą być prawdziwą ozdobą Twojego ogrodu lub służyć chociażby jako oparcie dla sąsiadów. Więcej! Okazuje się, że niektóre „chwasty” stymulują rośliny ogrodowe (oraz uprawne) do szybszego wzrostu lub chronią je przed tzw. szkodnikami. Świetnie do tego nadają się m.in. dzikie czosnki, mięty czy piołuny. Odstraszają wielu nieproszonych gości, takich jak mszyce, meszki, niektóre gąsienice czy ślimaki. Lepiej współpracować z Naturą, niż ciągle z nią walczyć. Zanim więc wyrwiemy kolejny „chwast”, poobserwujmy go i zastanówmy się czy nie przydałyby się w naszym ogrodzie.
Po trzecie: Niech żyje różnorodność!
…Odmian i gatunków, jakie posadzimy w naszym ogrodzie. Ich funkcji – niektóre rośliny będziemy trzymać dla ich pięknych kwiatów, inne dla dekoracyjnych liści, a jeszcze inne dla nektaru lub owoców albo dlatego, że świetnie odstraszają mszyce czy inne ogrodowe szkodniki. Struktury, czyli wielopiętrowości nasadzeń. Terminów kwitnienia oraz barw. Taka różnorodność nie tylko będzie cieszyć nasze oczy i zmysły, ale będzie też zaproszeniem dla motyli, pszczół i innych zapylaczy. Dla biedronek i innych owadów owadożernych czyli takich, które zjadają mszyce lub inne owady szkodzące naszym roślinom. W różnorodnym ogrodzie pojawią się też ptaki, które dopilnują, żeby nie spustoszyły go gąsienice oraz być może żaby, które ochronią go przed ślimakami. Różnorodny ogród jest nie tylko piękniejszy, ale też zdrowszy, samowystarczalny i znacznie bardziej odporny na ataki tzw. szkodników i chwastów, a także na choroby i przesuszenie. Dzięki temu jest tańszy i mniej pracochłonny w utrzymaniu.
Po czwarte: Zaufaj swojemu ogrodowi i współpracuj z nim.
Ogród jest jak wino (albo nalewka)! Duży czy mały, każdy potrzebuje czasu – żeby nabrać ciała i charakteru oraz stworzyć swój własny mikroklimat. Pozwól mu dojrzewać! Pozostaw mu trochę wolnej woli. Pozwól roślinom się rozsiewać i kolonizować przestrzeń w ogrodzie. Po około trzech sezonach zaczniesz rozumieć swój ogród. Najpierw obserwuj co się dzieje, potem kontroluj. Wspieraj go, ale nie interweniuj zbyt często. Okaż swojemu ogrodowi serce i cierpliwość. Postaw na synergię.
Po piąte: Nie przepracowuj się w swoim ogrodzie!
Ktoś kiedyś powiedział „Nie można kwiatu rozwinąć mocnymi palcami”. Święte słowa! Prawdziwy ogród potrzebuje naszej opieki, ale nie lubi ciągłej ingerencji – ciągłego kopania, grabienia, przesadzania, przycinania, palenia i broń Boże trucia… Generalna zasada jest taka, że najwięcej pracy poświęcamy mu wiosną. Z biegiem sezonu coraz mniej, a jesienią prawie wcale! W przyjaznym ogrodzie większość liści, łodyg i przynajmniej część dojrzałych kwiatostanów zostawiamy na zimę. Zapewnią one nasiona do samosiewu (stąd pochodzą zwykle najzdrowsze i najsilniejsze okazy w naszym ogrodzie!) i lepsze zimowanie naszym roślinom, a także schronienie dla owadów, pokarm dla ptaków (nasiona i owady) oraz próchnicę i cenny nawóz. Mówiąc o obumierających na ziemi liściach nie możemy pominąć dżdżownic – ich wielkich amatorów – które są jednymi z najważniejszych sprzymierzeńców ogrodników. W ogrodzie, tak jak w całej Przyrodzie, martwe jest nie tylko dobre, ale i potrzebne. Jeśli już koniecznie musisz coś usunąć – nie pal i nie wyrzucaj, lecz odkładaj na kompost. Dzięki temu będziesz mieć zdrowy i darmowy nawóz do Twojego ogrodu.
Po szóste: Zaplanuj swój ogród – najważniejsze są struktura i barwy.
Różne rośliny ogrodowe bardzo różnią się wysokością, pokrojem, formą, fakturą, tempem wzrostu i oczywiście barwą – kwiatów, liści, łodyg…. Musisz wziąć to pod uwagę planując swój ogród. Dobrze zaplanowany ogród, to taki który ma różnorodną strukturę. Innymi słowy rozciąga się na wszystkich „piętrach” – od niskich, zwykle płożących się roślin w runie, aż po krzewy i drzewo (drzewa), bez których każdy ogród będzie wyglądać płasko. Planując nasadzenia musisz też wziąć pod uwagę wymagania Twoich roślin jeśli chodzi o ilość światła-cienia oraz rodzaj gleby i jej uwilgotnienie. Pamiętaj też, że niektóre rośliny źle znoszą swoje sąsiedztwo. I tak, na przykład, narcyzy i żonkile wyginą jeśli posadzisz je obok tulipanów. Ale zarówno tulipany jak i narcyzy czy czosnki świetnie „dogadują się” z różami.
Tylko od Ciebie zależy, jakie kolory i w jakich sezonach będą „malować” Twój ogród. My zachęcamy, aby utrzymać w nim barwę przewodnią – najlepiej we wszystkich możliwych odcieniach i kształtach (kwiatów lub liści). Podpowiadamy też, że ogród będzie się lepiej prezentować, jeśli zadbamy o łagodne i stopniowe, raczej niż nagłe i kontrastowe przejścia od jednej wiązki kolorów do drugiej. A sadząc rośliny obok siebie warto trzymać się pewnej zasady kolorystycznej: barwy niebieskie ustawiamy po sąsiedzku z zieleniami (i bielą), te z żółciami, które stopniowo przechodzą w pomarańcze, które z kolei zmieniają się w kierunku czerwieni, która to w końcu ciemnieje i przechodzi w róże, purpury i fiolety, które znowu zamieniają się w tonacje ciemnoniebieskie, które stopniowo będą przechodziły w zielenie. Wreszcie, planując ogród, pamiętajmy o wszystkich podanych tutaj zasadach. Dzięki nim nasz ogród stanie się nie tylko przyjazny i różnorodny, ale i wyjątkowy. Niech sąsiedzi podziwiają! (I niech się uczą i inspirują…)
I jeszcze jedno: Podzielmy się naszym ogrodem!
Z pszczołami, motylami, trzmielami, ptakami… Przecież nie jesteśmy sami na Ziemi. Sadźmy w naszym ogrodzie rośliny nektarodajne/miododajne np. chabry, lawendy, wielosiły i owocodajne, np. berberysy, rokitniki, irgi (pszczoły również kochają ich kwiaty). Wywieśmy budkę dla ptaków, zbudujmy hotel dla owadów lub zostawmy gdzieś wiązkę chrustu. Załóżmy oczko wodne i kompostownik. Zimą pamiętajmy o dokarmianiu ptaków… Obliczono, że przeciętny angielski ogród jest domem dla ok. 3 500 000 gatunków najróżniejszych stworzeń! Ciekawe ile życia jest w naszych współczesnych, betonowych ogrodach? Tymczasem prawdziwy ogród, to najlepsze miejsce na odpoczynek i kontakt z Przyrodą i z ludźmi. Pamiętajmy więc o wygodnej ławce albo fotelach – dla siebie, dla rodziny i gości.
Jacek Karczewski
Adam Zbyryt
Jeśli chcesz założyć lub zmienić ogród na bardziej przyjazny i kolorowy i poszukujesz porad lub inspiracji, odwiedź nasze strony lub skontaktuj się z nami:
www.bukietzpol.pl, www.ptakipolskie.pl, www.facebook.com/ptakipolskie