Rozmowa z Januszem Borkowskim
Życie z pasją
O rozmowę poprosiłem pana Janusza Borkowskiego prezesa zarządu Kujawskiej Fabryki Maszyn Rolniczych „Krukowiak” z Brześcia Kujawskiego.
L.P.: Nie ma chyba w Polsce rolnika i osoby związanej z tą branżą, która by nie wiedziała dzisiaj co to jest „Krukowiak”, ale jak to się zaczęło?
J.B.: 34 lata temu 7 kwietnia 1977 roku przerwałem studia, wróciłem na gospodarstwo i potrzebowałem opryskiwacza. Poszedłem do naczelnika, a trzeba tu powiedzieć, że gospodarz gminy w tamtych latach przydzielał talony na maszyny i wypisywał kwit na pasze jak oprosiła się maciora. Naczelnik gminy nie miał jednak opryskiwacza. Poszedłem do wojewody, który nie ukrywał niczego, jednoznacznie oznajmił, że w pierwszej kolejności ma talony dla PGR, potem dla spółdzielni, potem dla tych co przychodzą z cholerami, a młody rolnik nie ma za dużo szans.
Doszedłem do wniosku, że zrobię opryskiwacz sam, chodziłem do szkoły mechanizacji rolnictwa, musi mi się udać. Zrobiłem prototyp dla siebie. Działał. Potem zrobiłem dla sąsiadów, znajomych, często za odpracowanie w gospodarstwie albo za materiał, którego brakowało. Tak się zaczęło.
Muszę tu podkreślić dużą pomoc waszego Ośrodka, jako jedni z pierwszych prezentowaliście moje wyroby na targach.
L.P.: Pamiętam dokładnie te pierwsze cztery prezentowane w trakcie Dni Otwartych Drzwi w Zarzeczewie, przywiezione na „Żuku”, zrobione były dosyć topornie, ale sprzedane zostały na pniu.
J.B.: Tak było. Potem dalej się rozwijałem, ważny był tytuł uzyskany od Was, Agroligii województwa włocławskiego, pokazałem się w kraju, był to bardzo pomocny „wiatr w plecy”. Ważne były dla mnie „Spotkania z techniką” organizowane w ramach targów odr-owskich, gdzie spotykali się rzemieślnicy, racjonalizatorzy, naukowcy i rolnicy, pokazywane i omawiane były prototypy, było to pomocne dla projektowania nowych maszyn.
L.P.: Inicjatywy oddolne wynikały z braku maszyn, ale powiedzmy sobie szczerze, że rolnik nie jest po to, aby konstruować maszyny.
J.B.: Słusznie, faktycznie wiele było spraw postawionych na głowie, ale trzeba było w tym wszystkim jakoś sobie radzić. Działania takie wynikały z potrzeby chwili. Z czasem wszystko się zmieniło. Najpierw funkcjonowałem jako rzemieślnik, dopiero 1997 roku powstała firma o dzisiejszej organizacji. W latach 90. Polska otworzyła się na cały świat, potem weszliśmy w 2004 roku do UE, powstał wspólny rynek ze wszystkimi konsekwencjami. W mojej ocenie wytrzymaliśmy konkurencję i osiągnęliśmy sukces. To jest przede wszystkim ciężka praca całej załogi, a zatrudniam obecnie ponad 400 osób. Jeździliśmy też po świecie i podpatrywaliśmy co się zmienia, jakie są kierunki, nie kopiowaliśmy, ale bacznie analizowaliśmy.
Ale muszę tu podkreślić, że to iż potrafimy konkurować z wielkimi z całego świata, to również zasługa rolników, szczególnie z naszego województwa. To są nasi bezimienni konstruktorzy, którzy nam podpowiedzieli wiele pomysłów. Są oni naszymi klientami, ale też krytykami. I chciałem im wszystkim serdecznie podziękować za to na łamach „Wsi…”.
Kiedy przyjęliśmy już dzisiejszą formę firmy specjalnie w jej nazwie umieściliśmy słowo „Kujawska”, aby pokazać, że jest to właśnie fabryka naszych rolników.
Dzisiaj nie jest problemem wyprodukować, dzisiaj trzeba maszynę sprzedać, tak aby się za nią nie wstydzić i aby klient wrócił do nas.
Produkt musi być dobry i nie drogi, dlatego na każdym etapie produkcji i handlu należy szukać oszczędności w kosztach, ale też poprawiać jakość.
L.P.: Teraz wasze maszyny są nowoczesne, a w wielu elementach bardzo nowatorskie.
J.B.: Właśnie, postawiliśmy w pewnym momencie na tzw. precyzyjne rolnictwo. Zastosowaliśmy sterowanie komputerowe, pewne rozwiązania przyjęliśmy z technik wojskowych, współpracujemy z instytutami naukowymi. Jak pierwszy raz pokazaliśmy na Polagrze komputer z opryskiwaczem, spotkaliśmy się nawet z krytyką w stylu „po co to chłopu”, ale z czasem już nikogo takie rozwiązania nie dziwią.
Precyzja daje oszczędności. Aby konstruować maszyny inteligentne konieczna jest współpraca z nauką. Są z tego obustronne korzyści. Naukowcy potrzebni są konstruktorom, a fabryki nauce, są to naczynia połączone.
Precyzyjne rolnictwo to jest technika na najwyższym poziomie, która daje oczywiste korzyści. Na przykład produkowany przez nas opryskiwacz sadowniczy tunelowy, umożliwia odzyskiwanie wypryskanego preparatu, a w efekcie duże oszczędności preparatów chemicznych. Owoce są zdrowe, tańszy oprysk i środowisko nie zniszczone. Ekologia i ekonomia.
L.P.: Postęp w zakresie ochrony roślin faktycznie dokonał się rewolucyjny, pamiętam jeszcze czasy zbierania stonki do butelek i zadawanie środka ochrony roślin z konewki.
J.B.: Postęp jest olbrzymi. W naszej ofercie jest więcej opryskiwaczy czy innych maszyn bardzo precyzyjnych w pracy. Na naszym sztandarze, który ufundowaliśmy sobie w 20 rocznicę powstania firmy jest napis „Powstaliśmy po to, aby ulżyć rolnikom w pracy fizycznej” i taka jest prawda. Oczywiście praca rolnika jest zawsze ciężka, ale nie porównywalna do tej sprzed 20–30 lat.
L.P.: Na Waszym firmowym kalendarzu jest piękne hasło „Maszyny szyte na miarę”, o co tu chodzi?
J.B.: Właśnie o to chodzi, że produkujemy na miarę, według określonych potrzeb rolnika.
Na świecie jest przeważnie linia produkcyjna i masowa produkcja, u nas zamówiona maszyna jest indywidualna dla konkretnego klienta. Doradzamy rolnikowi, aby był zadowolony i bierzemy za to odpowiedzialność. Podlegamy codziennemu wyborowi i oczywiste jest, że klient oczekuje ceny adekwatnej do produktu.
L.P.: Ale Borkowski to nie tylko biznesmen, ale filantrop, mecenas sztuki, kolekcjoner, wreszcie autor, z czego na przykład wziął się pomysł na muzeum?
J.B.: Generalnie z obserwacji, że wszystko się zmienia. Jednak gdyby nie fabryka nie byłoby muzeum. Do realizowania takiego zamiaru potrzebne są pieniądze i dużo chęci.
Wiadomo cena złomu rośnie i nie chciałem, aby tam trafiły maszyny i inne rzeczy, tylko chciałem je zabezpieczyć. Niedługo nasze wnuki tych maszyn nie rozpoznają, tak szybko wszystko się zmienia. Dlatego w dawnych halach produkcyjnych w Redczu powstało Muzeum Techniki Rolniczej i Gospodarstwa Wiejskiego. Eksponaty gromadzę razem z synami, wiele z nich to dary mieszkańców okolic, za co dziękuję. Otworzyliśmy muzeum w sierpniu ubiegłego roku i dopiero teraz to wszystko nabiera barw. Można obejrzeć nie tylko maszyny rolnicze, ale to wszystko co służyło rolnikowi: bryczki, samochody, motocykle, sprzęt domowy, meble, ubrania. Jest też stara klasa szkolna, poczta, apteka. Są militaria, stare dokumenty, dzieła twórców ludowych itd. Przyjeżdżają wycieczki szkolne, studenci, najpierw zwiedzają fabrykę potem muzeum, często kończą piknikiem, mam koło muzeum tutaj w Redczu warunki na to wszystko. Zapraszam czytelników do zwiedzenia muzeum, jest bezpłatne.
L.P.: A pisanie i wydawanie tych pięknych książek?
J.B.: Również z potrzeby uratowania od zapomnienia naszej przeszłości wyszła konieczność wydawania książek. Nasze pokolenie jest szczęśliwe, nie ma wojny, ale musimy pamiętać o tych którzy oddali życie czy zniszczyli zdrowie, potem ciężko pracowali aby wszystko odbudować. Właśnie z szacunku do nich piszę te książki, jest ich już siedem tomów. O naszej małej ojczyźnie, o Kujawach, opisują ludzi, zabytki, przyrodę, rolnictwo, jest tom z wierszami często jeszcze niepublikowanymi, następny tom z legendami związanymi z historią Kujaw. W przygotowaniu jest tom ósmy i dziewiąty. Organizuję też spotkania z czytelnikami, ostatnio w Osięcinach i we Włocławku, w ten sposób poznaję wielu ciekawych ludzi i są nowe tematy.
Robię to wszystko bezinteresownie, jestem amatorem w tej dziedzinie, ale mam potrzebę pokazania Kujaw, ich piękna i piękna ludzi, którzy tu mieszkają i pracują.
L.P.: Dziękuję za rozmowę i za ciekawe wystąpienie w ramach grudniowego finału Olimpiady Wiedzy Rolniczej, życzę wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku, a przede wszystkim satysfakcji z podejmowanych wyzwań.
J.B.: Ja też korzystając z okazji chciałem przekazać najlepsze życzenia rolnikom i doradcom z waszej firmy.
Leszek Piechocki
KPODR Minikowo, Oddział w Zarzeczewie
fot.: archiwum KRUKOWIAK i KPODR Minikowo